skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

sobota, 9 października 2010





5 października, wtorek
Uparłam się obejrzeć wschód słońca. Ale zdecydowałam, że wystarczy mi widok z dachu naszego hotelu. Wokół skały, rzeka, bananowce i słońce wyłaniające się zza grani. Po prostu pięknie. Właściwie to zastanawiałam się co jest ważniejsze: romantyczny nastrój czy piękne zdjęcia. Miotałam się zmieniając obiektywy i ustawienia, a mój kolega przyglądał mi się pobłażliwie spod przymrużonych oczu i delektował się widokiem. Nawet nie wziął aparatu!

Po odespaniu, spakowaniu się i pozostawieniu plecaków – zwiedzamy miasteczko. Miejscowa świątynia, dzięki opowiadaniu lokalnego przewodnika, zyskuje wiele uroku. Spacer nad rzeką, łowy z aparatem, sesje fotograficzne z indyjskimi turystami, dla których biali turyści są większą atrakcją niż zabytki. Tak leniwie upływa czas i jedziemy do Hospet.
Ten autobus – do Mumbaju, zgodnie z planem tylko 15 godzin, bo ponoć droga jest bardzo dobra – jest komfortowy. Wygodne siedzenia, głośna muzyka a potem film z serii bolywoodzkich megaprodukcji, który nie daje spać. Droga niestety w większości kiepska i zatoczona. Postoje wystarczająco często, by zjeść i skorzystać z toalety. Łukasz kilka razy się w wc zapodział i kierowca odjechałby bez niego. Kłopoty żołądkowe w czasie podróży autobusem to jedna z najgorszych do przezwyciężenia trudności. A tu jeszcze przyjeżdżamy z 3-godzinnym opóźnieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz