5 października, wtorek
Uparłam się obejrzeć wschód słońca. Ale zdecydowałam, że wystarczy mi widok z dachu naszego hotelu. Wokół skały, rzeka, bananowce i słońce wyłaniające się zza grani. Po prostu pięknie. Właściwie to zastanawiałam się co jest ważniejsze: romantyczny nastrój czy piękne zdjęcia. Miotałam się zmieniając obiektywy i ustawienia, a mój kolega przyglądał mi się pobłażliwie spod przymrużonych oczu i delektował się widokiem. Nawet nie wziął aparatu!
Po odespaniu, spakowaniu się i pozostawieniu plecaków – zwiedzamy miasteczko. Miejscowa świątynia, dzięki opowiadaniu lokalnego przewodnika, zyskuje wiele uroku. Spacer nad rzeką, łowy z aparatem, sesje fotograficzne z indyjskimi turystami, dla których biali turyści są większą atrakcją niż zabytki. Tak leniwie upływa czas i jedziemy do Hospet.
Ten autobus – do Mumbaju, zgodnie z planem tylko 15 godzin, bo ponoć droga jest bardzo dobra – jest komfortowy. Wygodne siedzenia, głośna muzyka a potem film z serii bolywoodzkich megaprodukcji, który nie daje spać. Droga niestety w większości kiepska i zatoczona. Postoje wystarczająco często, by zjeść i skorzystać z toalety. Łukasz kilka razy się w wc zapodział i kierowca odjechałby bez niego. Kłopoty żołądkowe w czasie podróży autobusem to jedna z najgorszych do przezwyciężenia trudności. A tu jeszcze przyjeżdżamy z 3-godzinnym opóźnieniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz