skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

piątek, 17 września 2010

12 września, niedziela

Tym razem ważne, że to niedziela. Po przygodzie, jaka spotkała mnie poprzedniego dnia, czułam potrzebę podziękowania za to, że nic mi się nie stało. Okazja wyśmienita (jakoś zawsze się tak składa w moim życiu, że dostaje więcej niż oczekuję), bo gospodarze są katolikami (on 46-letnim Syngalem, ona 27-letnią tamilską, która z miłości przeszła na katolicyzm i teraz pracuje w miejscowym Caritasie). Shironi idzie na zajęcia w szkółce niedzielnej a potem razem uczestniczymy w mszy świętej. Wiecie, bywałam na mszach katolickich w różnych krajach i językach (poza polskim: łacińskim, ukraińskim, rosyjskim, rumuńskim, włoskim czy wielojęzykowych nabożeństwach Taize), ale ta zrobiła na mnie zupełnie niesamowite wrażenie. Jedne czarny ksiądz w białym habicie, który przez niemal dwie godziny rozmawia z ludźmi, zadaje pytania, chwali, strofuje, napomina, ale i żartuje. Liturgia Słowa jest zasadniczo recytowana, ale w Liturgii Eucharystii ksiądz śpiewa, chwilami zachowuje się jak współczesny DJ (gdy śpiewy kościelne przypominają nasze disco polo), zagrzewa do modlitwy w sposób znany mi z gospel a czasem ekstatycznie krzyczy, a może recytuje… Ludzie zamykają oczy, kiwają się w modlitwie i śpiewają nie słuchając innych. W Europie powiedziano by pewnie, że to praktyki sekciarskie, ale ja widzę to inaczej: tu modlitwa jest autentyczna.
Zaskoczeń jest kilka. Architektura podobna do naszej, ale wystrój już nie. Wprawdzie święci są biali, ale Chrystus w głównym ołtarzu na jakby ciemniejsza karnację. Lampy jak na hali produkcyjnej, dzieci w mundurkach szkolnych, dziewczęta ze scholi zdjęły klapki, bo im widocznie przeszkadzały i przytupują boso, ministranci zbierają ofiarę do takich dziwnych sakiewek, zamykanych na kłódkę a komunii świętej udzielają czarne zakonnice w białych habitach…
Po mszy odwiedzam zakonnice w ich domu rekolekcyjnym (czy raczej gesthausie). Przełożona zgromadzenia, siostra Matylda, usłyszawszy, że jestem z Polski, zaprasza mnie na herbatę z mlekiem i opowiada o swojej pracy. Pokazuje mi także szkołę i siedzibę Caritasu.
A teraz czas na coś dla ciała. Wielki bazar niedzielny. Praba robi zakupy a ja zdjęcia. Jestem jak w transie. Czy potraficie sobie wyobrazić tę mieszankę kulturową? Ja to widzę i nie pojmuję! Nie znam kraju w Europie, w którym obok siebie stoją: dagoba, meczet, kościół chrześcijański i świątynia hinduska i nikomu to nie przeszkadza. Na Sri Lance nikt się temu nie dziwi i nie protestuje. Tam gdzie ludzie są życzliwi i uśmiechnięci, autentyczni i bezpośredni w wyrażaniu swoich uczuć, przynależność do różnych grup nie stanowi problemu. Moi gospodarze to małżeństwo dwóch potencjalnie wrogich grup etnicznych, przyjaźniące się z muzułmanami, katolikami i buddystami (z tego co zaobserwowałam). Triuzmem byłoby jednak stwierdzenie, że Sri Lanka to kraj ludzi w pełni tolerancyjnych religijnie i kulturowo. Choć na pierwszy rzut oka niesnaski wydają się niegroźne, bo nie dotyczą turystów, to jednak istnieją. Wiele się mówi o konflikcie pomiędzy Tamilami – wyznawcami hinduizmu, a Syngalezami – buddystami. To pomiędzy nimi toczyła się przez 20 lat wojna domowa i o niej mówią politycy. Wszyscy z którymi rozmawiałam, zapewniali jednak, że to przeszłość a winą obarczali – nie, jak się spodziewałam, kolonizatorów, którzy zgodnie z zasada divide et impera sprowadzili tu ludzi z całego świata i ich skłócili – Indie, ingerujące w wewnętrzne sprawy Sri Lanki.
Popołudnie spędziłam w pięknym Parku Victorii. Kilka godzin przeznaczyłam na rozmowy z ludźmi, zazwyczaj turystami, którzy zjechali do chłodnej Nurawa Elija z okazji długiego weekendu (w piątek wypadł koniec ramadanu). Wieczorem zaś opowiadałam moim gospodarzom o swoim mieście, pokazywałam zdjęcia i film reklamowy Przemyśla. Bardzo im się gród nadsański podobał, szczególnie kościoły i mój tato w mundurze 3 Historycznego Pułku Artylerii Fortecznej im. Księcia Kiński’ego. Pozdrawiam więc przy okazji Moje Miasto, jeszcze raz dziękuję urzędom i informacji turystycznej za ulotki promocyjne, które niestety niedługo mi się skończą. Dla osób, którym tłumaczyć trzeba gdzie leży Polska, bo w najlepszym wypadku mylą Poland z Holand, reklamówki miasta są egzotyczna pamiątką. Może dzięki moim działaniom promocyjnym nie wzrośnie nam gwałtownie liczba turystów, ale i tak uważam że Wydział Promocji Miasta Przemyśla powinien rozważyć gratyfikację dla mnie  A tak poważnie, to mam nadzieję, że jednak nie zabraknie w tym roku funduszy na materiały promocyjne w językach obcych. Życzę wielu sukcesów włodarzom miasta i regionu oraz tym, którzy zajmują się turystykom (ściskam brać przewodnicką!) i promocją (gratulacje dla portali internetowych, szczególnie przemysl.info).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz