skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

piątek, 17 września 2010

14 września, wtorek
Czas opuścić Nuwara Eliję. Pochmurno tu, chłodno i deszczowo. Wprawdzie żal opuszczać tak przyjazną rodzinkę; Leo pojącego mnie rumem na zdrowie, Prabę, podsuwającą co chwila soki z coraz to bardziej egzotycznych owoców i małą Shironi, ale nie potrafię zbyt długo wysiedzieć w jednym miejscu. Obrzydły mi już te fotogeniczne deszczowe chmury i wzgórza krzewów herbacianych. Potrzebuje odmiany.
Ruszam więc w stronę Adam’s Peak przez Haton i Maskeliję do Dalhous. Krajobraz nieco się zmienia i od razu poprawia mi się humor. Podróż miejscową komunikacją publiczną bywa męcząca. Ale gdy obserwuję kierowcę, jego spokój, opanowanie i niesamowity refleks – jestem pena podziwu. Drogi są tu tak wąskie, że ja – choć uważam się za świetnego kierowcę – bałabym się tu jechać osobówką. A człowiek, którego obserwujecie tylko prowadzi stary, zdezelowany autobus pełen ludzi, ale jeszcze mija się z innymi pojazdami! Przyglądam się trasie uważniej. No tak, teraz jedziemy lewa stroną. Przed powrotem będę się chyba musiała upić, żeby zachować spokój w autobusie!
O zmroku dojeżdżam do Dalhous, Szybko lokuję się w polecanym przez Polaków White Haus za rozsądnie wynegocjowana cenę i idę spać. Niestety miejscowe psy tak bardzo strzegą mego bezpieczeństwa, że co chwilę przypominają wyciem o swojej ciężkiej pracy a ja spać nie mogę. Właściwie trudno mieć im za złe, bo słodkie są i bardzo się starają. Ale z nocnego wyjścia na Adam’s Peak nici…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz